- Panienko, a panienka się włamuje? - zainteresował się Żulik. - Jak trzeba, to ja chętnie pomogę!
Nie odpowiedziałam. Była trzecia w nocy, siedziałam okrakiem na wysokim płocie okalającym blok, w którym mieszkam i zastanawiałam się, jak wybrnąć z sytuacji patowej. Pat był oczywisty: kiecka złośliwie zaplątała się w sztafetę. Mogłam zeskoczyć i zaryzykować, że połowę zostawię na płocie, albo siedzieć tam do rana.
- Pomóc? To ja to kopnę! - zaoferował się Żulik.
Kopnął, płot się zakołysał, odruchowo skoczyłam, kiecka została ze mną. Podziękowałam Żulikowi - już trzeci dzień tak przełaziłam przez własny płot (zepsuty domofon), a nikt jeszcze tak pięknie nie rozwiązał moich dylematów.
Pointa?
Filozofy-okryjbidy kontra Żulik spod czterdziestki. Who's the winner?
Moim zdaniem the winner is: płot ze sztafet :D
OdpowiedzUsuńBo to płot lekkoatleta jest :D
OdpowiedzUsuń