niedziela, 27 lutego 2011

Krawiec z prowincji

Odrobina szczęścia należy się nawet biednemu krawcowi z prowincji, prawda? Kto widział Skrzypka, ten wie. Wywołano mnie do tablicy, pytając o listę rzeczy, które czynią mnie szczęśliwą. Proste, prawda?

Bez zastanowienia mogłabym takich rzeczy wyliczyć z dwadzieścia. Po zastanowieniu - pewnie sporo więcej. I wszystko byłoby proste, gdybym przed włączeniem komputera nie otworzyła gazety.
- Ile warte jest szczęście, które nie wymaga wysiłku? - zapytał z kart Mikołejko.
I klops.


PS: Eli dziękuję za wyróżnienie. :) Ale szlachectwo zobowiązuje, a wyróżnienia mają zasady. Między innymi każą one: przekazać wyróżnienie 10 innym blogom (podlinkowanym), umieścić u siebie logo wyróżnień i powiadomić nominowanych. Plus lista szczęść, rzecz jasna.
Zatem niniejszym wyróżniam tych, którzy też pytają. A że wszystko we mnie wzdraga się przed przesyłaniem dalej łańcuszków (nawet tych niewątpliwie miłych) - proszę o potraktowanie powyższych zasad z przymrużeniem oka. : )

poniedziałek, 21 lutego 2011

O kwiatkach, myślnikach i praktykantach

- Ja już nie wiem - wzruszyła ramionami praktykantka. - Poprawiłam w tekście kwiatki na myślniki, podpisałam się pełnym nazwiskiem, przepuściłam przez ABC w Wordzie, czego jeszcze szefowa ode mnie chce?

Westchnęłam. Pratykantka pojawiła się w Dziwnej Firmie kilka dni temu i na mnie spadło szczęście zajmowania się nią. Pojawiła się mniej więcej w tym samym czasie, co mróz i śnieg za oknem, sesja na uczelni i sajgon w robocie - i doprawdy nie wiem, które z tych czterech nieszczęść najbardziej dało mi w kość.

Żeby nie było: są postępy. Wytłumaczyłam już dziewczynie, że:

- nie ma żadnego, absolutnie żadnego powodu, by słowa i zwroty: radny, starosta, dyrektor, nasz bank, ksiądz proboszcz, świetlica i sołtys pisać wielkimi literami;
- z kolei dla słów: Polska, Warszawa i  Wisła taki powód by się znalazł;
- morze naprawdę(!) różni się od może;
- dialogi wydzielamy z tekstu myślnikami nie bez przyczyny;

- zwrot: spotkania są darmowe, za niewielką opłatą 60 zł nie jest szczytem logiki;
- ewentualne wyliczenia NIE powinny zaczynać się od kwiatuszków;
- słowa takie jak kasjero-dysponent można sobie darować;
 - podobnie jak zwroty: obsługa klienta jest bardzo pracochłonna i wydłuża czas obsługi klienta.

Żeby było śmieszniej: dziewczyna jest studentką trzeciego roku dziennikarstwa. Oj, czarno ja widzę przyszłość naszych mediów, czarno.

Teraz pracujemy nad przecinkami przed że i który (ona) i nad doskonaleniem anielskiej cierpliwości (ja). Średnio nam idzie: jej brakuje zapału, a mnie aureola uciska.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Egzamin, jakich mało

- Panie profesorze, czy mogę chwilę zająć? - spytał niewysoki chudzielec w okularach. Siedzący obok mnie siwobrody pan w garniturze odwrócił się i ze zrezygnowaną miną odstawił kawę na stolik. Wcześniej czekał na tę kawę dobre 10 minut w kolejce długiej jak za PRL.
- Słucham, panie Marcinie.
- Bo ja się tak zastanawiałem, panie profesorze... - student nie bardzo wiedział jak zacząć. - Bo ten egzamin w środę... Zastanawiałem się, jak on będzie wyglądał - skończył dość niepewnie.

Profesor uśmiechnął się pod siwym wąsem.
- Panie Marcinie, zwyczajnie będzie wyglądał. Porozmawiamy sobie po męsku o filozofii, o pana pracy magisterskiej. Taka rozmowa dwóch inteligentnych ludzi, poradzi pan sobie.
- No tak... - student nie rezygnował. - Tylko ja się zastanawiam, na jaki temat tak mniej więcej będzie ta rozmowa.

Profesor pokręcił głową.
- Na temat pana pracy, oczywiście. No i trochę też o podstawach filozofii, które pan przecież zna. Naprawdę, proszę to traktować jak przyjemność.
Student nie dawał za wygraną - postanowił zagrać va banque.
- Ale panie profesorze - wybąkał. - Bo pytania...

W oczach profesora zabłysły iskierki.
- Pytania... - zadumał się. - No dobrze, mogę panu podać pytania. Ale proszę zrozumieć: jeśli to zrobię, będę też wymagał konkretnych odpowiedzi. Takich, z którymi trudno mi będzie dyskutować, które będą jasne, precyzyjne i solidnie umotywowane. Rozumiemy się?
- Taktaktaktak - uśmiech pana Marcina rozjaśnił uczelniany korytarz. - To o co pan profesor zapyta?

- No cóż - iskierki zamigotały. - Przede wszystkim będę chciał poznać odpowiedź na pytanie: jak się pan nazywa. Potem: czy istnieje Bóg? Cóż to jest prawda? I dlaczego raczej coś niż nic?

Wniosek? Czasem lepiej nie wiedzieć.

wtorek, 1 lutego 2011

Życie, wszechświat i cała reszta

Rozmowa zeszła na tematy moralności, etyki i - rzecz jasna - religii. Nieuniknione, jeśli w gronie znajdzie się jeden lub, nie daj Boże, kilkoro absolwentów filozofii. Czasem wystarczy nawet jedna polonistka. Jeśli do tego dorzucić teologa, fizyka i psychologa - mieszanka wybuchowa gotowa.

P. peorował zawzięcie, tłumacząc podstawy etyki. N.z cierpliwością anioła wyjaśniała zawiłości teologii. W ogólnym rozgardziaszu Cytryna zapytała cicho:
- A ten P. to katolik jest?
- Nie - pośpieszył z odpowiedzią Syjam. - To ateista. Ale dobry i mądry człowiek.
- Aha - ze zrozumieniem pokiwała głową Cytryna.

Siła stereotypu?