piątek, 27 maja 2011

Wittgenstein, par. 7

- Mówisz po angielsku? - zapytał bezradnie Czarnooki po tym, jak po raz trzeci próbował dogadać się z konduktorem.

Wyjęłam więc słuchawki z uszu i zaczęłam robić za tłumacza, zerknąwszy z tęsknotą na książkę, którą naprawdę chciałam w końcu doczytać. Wiedziałam, co będzie za chwilę: najpierw zdawkowa rozmowa, podziękowania za tłumaczenie. Następnie obowiązkowe: skąd jesteś i dokąd jedziesz, po co jedziesz, jak długo jedziesz. Potem trochę o stereotypach: że Polacy to tacy, a Hiszpanie (bo Czarnooki okazał się Hiszpanem) owacy, i że różnice kulturowe, że zdziwienie, i że Polska piękna, a Hiszpania również.

W skrócie - zestaw, którego szczerze nie znoszę.

I nagle - niespodzianka. Okazało się, że można w ciągu pięciu minut od rozmowy o pogodzie przeskoczyć do interesującej dyskusji. Można wyjść poza banalne konwersacje i - zamiast ślizgać się po tematach - dotknąć czegoś istotnego. Można rozmawiać przez trzy i pół godziny i nie mieć dosyć, wymieniając się pośpiesznie mailami na korytarzu wagonu.

Tylko: czy naprawdę potrzeba do tego aż hiszpańskiego profesora z pociągu?

piątek, 20 maja 2011

Może wytłumaczę?

- Więc jesteśmy tu, bo na co dzień stykamy się z teorią psychologii, ale psychologii humanistycznej, która patrzy na człowieka jako na integralną całość - Mądry Pan Profesor odchrząknął, podkręcił wąsa, spojrzał na mnie z wyższością. - Patrzymy na człowieka integralnie, traktując go w całości podmiotowo, koncentrujemy się na każdym aspekcie ludzkiej świadomości... - tu Mądry Pan przerwał i popatrzył na mnie zaniepokojony. Chwilę milczał, potem skinął głową. - To może ja powtórzę - uznał.
- Pominął pan coś ważnego? - podpowiedziałam.
- Nie, nie, ale wie pani: to takie trudne jest. Psychologiczne. I filozoficzne. Ja bym chciał, żeby pani to zrozumiala, więc wytłumaczę pani jeszcze raz...

***

- Bo my nie chcemy iść z nurtem popkultury - wypiął pierś Awangardowy Artysta. - Dlatego codziennie rano zaczynamy nasze spotkania od kawałka dobrej literatury.
- Jakiej na przykład? - spytałam szczerze zaciekawiona.
- Och, nie warto wspominać - uśmiechnął się pod nosem Artysta. - To są naprawdę niszowi poeci, dziś już zapomniani, mało kto w ogóle kojarzy ich nazwiska.
- Na przykład?
- Na przykład taki poeta, Sęp-Szarzyński, otóż nie wiem, czy pani o nim kiedykolwiek słyszała, to ja może opowiem, kim on był...

***

- No to co właściwie fascynuje pana w tych szachach? - zaczepiłam Zdolnego Szachistę.
- Hmm - zacukał się Zdolny i zmierzył mnie wzrokiem. Westchnął, usiadł, gestem wskazał krzesło po drugiej stronie stolika. - To, że są białe i czarne bierki to pani wie, prawda? Więc zacznę od tego, że pionki nie ruszają się tak, jak w warcabach. I w ogóle jest to trochę bardziej skomplikowane, nie wiem, jak wytłumaczyć zasady, żeby kobieta zrozumiała...

***

Na początku po prostu się denerwowałam. Potem zaczęłam się zastanawiać: trafiam na męskich szowinistów-półgłówków czy po prostu mam wyraz twarzy kretyna? Na wszelki wypadek wyrzuciłam lustro.