wtorek, 21 września 2010

Truskawkowe spotkanie

- Spotkałaś wczoraj Truskawkę? - zapytała mnie J. Pytanie niby proste, ale przecież umiem stwarzać problemy. Bo przecież:

Kilka miesięcy temu siedziałam w pekaesie i czytałam stare wydanie "Nocnego lotu". Autobus był niemal pełny. Po dziesięciu minutach obok mnie usiadł siwy pan, wyciągnął z plecaka książkę i zaczął ją czytać. Podejrzałam - zawsze podglądam, co ludzie kartkują w autobusach. A siwy pan czytał sobie stare wydanie "Nocnego lotu".
Dwa spojrzenia, dwa uśmiechy, powrót do dwóch książek, nic więcej.

Tydzień temu skończyłam czytać książkę, którą napisała Czili. Czili jest bezpośrednia, przebojowa i pewna siebie. Mówi prostymi zdaniami, krótko, precyzyjnie i na temat. Nie boi się wyzwań, głośno się śmieje i nie znosi niedopowiedzeń i fałszu.
Książka Czili jest duszna i beztlenowa. Niewypowiedziany strach krzyczy z każdej kartki, a urywany rytm długich fraz niepokoi i nie pozwala zasnąć.

Przedwczoraj oglądałam w kolorowym piśmie zdjęcia mieszkania Znanego Architekta. Mieszkanie było doskonałe: przestrzeń wykorzystana idealnie, perfekcyjny minimalizm połączony z domową przytulnością. Znany Architekt mieszka w Skandynawii i jego mieszkanie właśnie takie było - dalekie, obce, skandynawskie. Do zachwytu z daleka.
Ale na jednej z fotografii zmieścił się telewizor. Przy fotelu stał kubek ze znajomą zieloną herbatą (torebka liptona), a na ekranie jeszcze bardziej znajomy kadr z "Pi" Aronofsky'ego. I nagle mieszkanie zrobiło się swojskie i przaśne, a Wielki Architekt zmalał i się uśmiechnął.

- Spotkania - posumowała to wszystko Szprotka, kiedy próbowałam znależć wspólny mianownik. I chyba miała rację, przystawiając Levinasowe kategorie.

Więc nie spotkałam Truskawki. Chociaż rozmawiałam z nią dwie godziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz