niedziela, 1 sierpnia 2010

O ościach i nie tylko

Z błogiego snu wyrwał mnie dziś dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu - mama.

- Cioociaaa, a biegłość to taka biegająca ość? - zapytał radośnie Geniusz. W tle słychać było marudzenie Księżniczki i podejrzany szurgot czegoś metalowego.
- Eee - o ósmej rano niewiele mądrzejszego byłam w stanie wymyślić. - Nie do końca.
- Bo jest jeszcze wartość, pani w telewizji mówiła. A triceratops miał cztery rogi, wiesz?
Nie wiedziałam. Szurgot metalowego czegoś trwał, za to Księżniczka zamilkła. Pstryczek w mojej głowie przestawił się nagle i zimny pot spłynął mi po plecach.
- Zaraz, zaraz, a co wy właściwie robicie? - zainteresowałam się podejrzliwie. - I gdzie właściwie jest babcia?
- Poszła poszukać wartości. To znaczy ości - Geniusz nie dał się zbić z tropu, radosny jak skowronek. - To nara.
- Nara? - zgłupiałam. - Nara?
- Nara, nara. A ja teraz muszę nacisnąć czerwony guziczek. O, ten.
I się rozłączył.

Do babci dodzwoniłam się godzinę później, na stacjonarny. Ciągle układała zawartość szuflad (wyjaśniła się zagadka metalowego szurgotu). Przyznała, że ości nie znalazła. Swojej komórki też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz