środa, 6 kwietnia 2011

Tu jest kiosk ruchu, ja tu mięso mam

- Dokąd? - zatrzymała mnie w drzwiach elegancko ubrana pani w ciemnych okularach.
- Do archiwum - zatrzymałam się w przedsionku.
- A po co?
- Po dokumenty - odpowiedziałam odruchowo, zanim jeszcze mój mózg zauważył, że nie muszę przecież spowiadać się każdej napotkanej w drzwiach kobiecie.

- A z jakiego zespołu? - pani zdjęła okulary i ukazała wyraźnie znudzoną twarz.
- Słucham?
- Z jakiego zespołu, pytam!
- Z żadnego zespołu, z Bardzo Dziwnej Firmy - niepewnie zerknęłam ku szatni, ale pani była stanowcza.

- Akta! - popatrzyła na mnie jak na rasową idiotkę. - Akta z jakiego zespołu?
- Nie wiem - spłoszyłam się. - Z prokuratury?
- Ale musi pani znać zespół! Bez zespołu nie można! Prokuratury to mamy dużo. Zespół jest niezbędny!

Zgrzytnęłam zębami i wyjaśniłam pani, że jeśli tylko przepuści mnie do katalogów, to podam jej nazwę zespołu. Czymkolwiek on jest. Podam jej też sygnatury i wszystko inne, czego sobie zażyczy, ale najpierw chciałabym zdjąć kurtkę i zrzucić plecak.

Dostałam się do katalogów, znalazłam zespół (nazwa zespołu: "prokuratura 1945"), znalazłam sygnaturę. Złożyłam zamówienie, odczekałam godzinę, akta zjechały z magazynu, a ja pogrążyłam się w lekturze. Po godzinie miałam już wszystko. Pozostało tylko jedno: zdjęcie.

- Dwadzieścia złotych - uśmiechnęła się niska blondynka w fartuszku. - Za zdjęcie dwadzieścia złotych się należy.
- Ale ja nie chcę kopiować akt - rozłożyłam ręce. - Ja chcę zrobić zdjęcie pomieszczenia z aktami.
- Nie szkodzi. Dwadzieścia złotych - pokręciła smutno głową blondynka i zreflektowała się. - Ale jak to? Pani chce sama zdjęcie zrobić? Bez naszej pomocy, własnym aparatem?
- Tak.
- To trzydzieści złotych.

Zdusiłam wszystkie brzydkie słowa, jakie przyszły mi na myśl.
- Zapłacę - zdecydowałam i wręczyłam blondynce pieniądze.
- Nienienienie! Ja ich nie wezmę - przeraziła się kobieta.
- A komu mam zapłacić?
- Nikomu. Proszę nam przelać na konto.

- Dobrze - ucieszyłam się, że mam ze sobą laptop. - A gdzie macie państwo punkt dostępu do internetu?
- Nie mamy.
- To jak mam państwu przelać na konto?
- Pocztą.
- A gdzie najbliższa poczta?
- Niedaleko, z pięć przystanków.

Zen, zen, zen - mruczałam pod nosem, wędrując na pocztę i z powrotem (czas: godzina dziesięć). W końcu wręczyłam blondynce przekaz pocztowy i zabrałam się do robienia zdjęcia.

- Nienienie! - powstrzymała mnie z paniką w oczach. - Tak nie można!
- Dlaczego - przestraszyłam się.
- Pani mi musi powiedzieć, jaki dokument pani chce!
- Ale ja nie chcę żadnego dokumentu, ja chcę całe pomieszczenie sfotografować, tłumaczyłam przecież. Jeśli pani woli: wszystkie dokumenty.

- Nienienie, pani musi podać jeden.
- Ale ja nie chcę jednego, ja chcę wszystkie. W całości. Hurtem.
- Musi być jeden.
- Ale ja nie potrzebuję jednego!
- Ale musi pani podać!

I tak w koło Macieju. Potem jeszcze trzeba było iść po zgodę dyrektora - i wytłumaczyć mu, dlaczego chcę na zdjęciu całe pomieszczenie, a nie jeden dokument. Potem tłumaczyć to samo cieciowi, który przyszedł patrzeć mi na ręce. Potem pokazywać aparat (czy aby na pewno nie zrobiłam dwóch zdjęć, skoro zapłaciłam za jedno).

Potem zaczęłam się zastanawiać, jak podłożyć ogień.

5 komentarzy:

  1. Ommm...
    Żaden bardziej kreatywny komentarz nie przychodzi mi w tej chwili na myśl. Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  2. WTF, 30 zł za ZDJĘCIE? Co to za miejsce? W kulki se lecą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu słodki, co to za miejsce jest? Nie weszłaś aby przypadkiem w rzeczywistość Kafki? Albo do machiny czasu?

    Swoją drogą podziwiam za ten zen, ja bym pewnie zrobiła dziką awanturę już przy drugim pytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaak, w tym archiwum to podejrzewam, że i Dukajowi by kreatywność siadła ;)

    A miejsce jak miejsce: państwowe. Adres podam mailowo każdemu zdeklarowanemu piromanowi-maniakowi. Z pozdrowieniami i życzeniami spełnienia marzeń ;)

    OdpowiedzUsuń