środa, 27 kwietnia 2011

Think of England

- A może chorągiewka plus plakat na okno? Taki - wie pani - mały zestaw beatyfikacyjny - uśmiechnęła się do mnie sprzedawczyni z niewielkiego slepu z dewocjonaliami. - 9,40 jeśli chorągiewka z materiału. A jak z papieru to tylko sześć złotych. Podać?

Zawahałam się chwilę. Kolejka za mną zaczęła niecierpliwie pomrukiwać, więc na wszelki wypadek podziękowałam ekspedientce i podeszłam do wystawy.

Papież mały - trzy złote, papież duży - pięć złotych. Naklejka z papieżem - sześćdziesiąt groszy, na odwrocie modlitwa. Gratis. Do tego kubki z papieżem, chusty z papieżem, papież-świeczka (nie mogłam powstrzymać obrazów wyłażących złośliwie z zakamarków pamięci) i papież z porcelitu. Talerz z papieżem i gobelin z papieżem. Był też papież w bursztynach.

W miasteczku numer dwa hitem okazały się być lampioniki. (W żadnym wypadku nie: lampiony). - Takie niewielkie, z napisikiem - opisywała plastycznie pani o cichym głosie. - Z jednej strony krzyżyk, z drugiej obrazeczek. A do środka można wlożyć świeczuszkę, podgrzewaczyk taki. I trzyma się za uchwycik.
Kusiło, żeby zapytać, czy na obrazeczku jest Janeczek Pawełek Drugi (zagwozdka: jak się zdrabnia liczebniki?), ale ugryzłam się w język.

W miasteczku numer trzy najlepiej sprzedają się obrazy. Dla niewybrednych - takie za 10 zł, dla koneserów: malowane na płótnie. - Ale to już inwestycja - pokiwała głową kolejna pani. Za to przynajmniej artysta się postarał: jest papież w beżach, papież w zieleniach i papież we fioletach. Był też w brązach, ale się skończył. No i jednak drogi. Na szczęście jest też złoty środek: druk na płótnie. Do wyboru: w srebrnej lub złotej ramce. Jak prawdziwe.

Wiedziona perwersyjną już ciekawością odwiedziłam serwisy aukcyjne. Chwilę pozastanawiałam się nad rzeźbą Jana Pawła Drugiego z brązu (naturalnej wielkości!). Jedyne 23 tysiące zł, herb Watykanu gratis - ale zrezygnowałam, bo nie pasuje mi do kolorystyki sypialni. Pokontemplowałam porcelanowe figurki papieża (Ćmielów!) i zachwyciłam się papieżem-matrioszką. Niestety nie na sprzedaż.

Wróciwszy do domu otworzyłam komputer (przezornie nie dotykałam lodówki). Onet przywitał mnie radosną nowiną o ślubie Williama i Kate, co przyjęłam z przyjemnością, bo z tego, co wiem, żadne z nich nie będzie w najbliższym czasie beatyfikowane. Z rozpędu obejrzałam też ofertę angielskich sklepów. Deja vu.

A więc: para młoda na kubkach, na proporcach, na świeczkach i koszulkach. Para w ramce złotej i w ramce srebrnej, do wyboru. Niestety zero lampioników i nic w bursztynie (ha, Słowianie górą!). Za to piękne pudełko prezerwatyw: na froncie fotka Williama i Kate, a z boku sławetne: "Lie back and think of England".

Kiedy już przestałam płakać ze śmiechu, zrobiło mi się niewyraźnie. Ręka do góry: kto chciałby widzieć swoją facjatę patrzącą z każdej paczuszki prezerwatyw? Albo jeszcze inaczej: kto przeczytał w całości jakąś encyklikę?

3 komentarze:

  1. Oglądałam ekranizację "Przed sklepem jubilera" (okropność). I czytałam fragmenty czegoś, ale nawet nie pamiętam, czego. Kojarzyło mi się z "Dezyderatą", dlatego nie nabrałam ochoty na więcej.
    Mam pomysł na opowiadanie o grupie hipisów jeżdżących po pipidówkach i kradnących pomniki JPII, ale jakoś nie mogę go napisać. ; D
    Ale papież-matrioszka to idea godna fluorescencyjnego Jezuska!

    OdpowiedzUsuń
  2. Papież naturalnej wielkości to chyba strzał w dziesiątkę. Pomyśl, ile mógłby wnieść w twoje życie. I do mieszkania. Jakieś 300 kilogramów. ;)

    Co do angielskich książąt, to oni chyba są przyzwyczajeni, były już kiedyś rolki papieru toaletowego z jedną z księżniczek i jej mężem, teraz są prezerwatywy. Pojawiły się też (co za pragmatyczny naród) torebki wymiotne, dla tych, którym bokiem ślub książęcy wychodzi.

    OdpowiedzUsuń