- Ja już nie wiem - wzruszyła ramionami praktykantka. - Poprawiłam w tekście kwiatki na myślniki, podpisałam się pełnym nazwiskiem, przepuściłam przez ABC w Wordzie, czego jeszcze szefowa ode mnie chce?
Westchnęłam. Pratykantka pojawiła się w Dziwnej Firmie kilka dni temu i na mnie spadło szczęście zajmowania się nią. Pojawiła się mniej więcej w tym samym czasie, co mróz i śnieg za oknem, sesja na uczelni i sajgon w robocie - i doprawdy nie wiem, które z tych czterech nieszczęść najbardziej dało mi w kość.
Żeby nie było: są postępy. Wytłumaczyłam już dziewczynie, że:
- nie ma żadnego, absolutnie żadnego powodu, by słowa i zwroty: radny, starosta, dyrektor, nasz bank, ksiądz proboszcz, świetlica i sołtys pisać wielkimi literami;
- z kolei dla słów: Polska, Warszawa i Wisła taki powód by się znalazł;
- morze naprawdę(!) różni się od może;
- dialogi wydzielamy z tekstu myślnikami nie bez przyczyny;
- zwrot: spotkania są darmowe, za niewielką opłatą 60 zł nie jest szczytem logiki;
- ewentualne wyliczenia NIE powinny zaczynać się od kwiatuszków;
- słowa takie jak kasjero-dysponent można sobie darować;
- podobnie jak zwroty: obsługa klienta jest bardzo pracochłonna i wydłuża czas obsługi klienta.
Żeby było śmieszniej: dziewczyna jest studentką trzeciego roku dziennikarstwa. Oj, czarno ja widzę przyszłość naszych mediów, czarno.
Teraz pracujemy nad przecinkami przed że i który (ona) i nad doskonaleniem anielskiej cierpliwości (ja). Średnio nam idzie: jej brakuje zapału, a mnie aureola uciska.
O, bogowie. Widzicie, i żałujecie piorunów?!
OdpowiedzUsuńMusisz mieć naprawdę sporą tę aureolę. Gdyby to na mnie padło, już mogłabyś mi wysyłać paczki do jakiejś instytucji bez klamek...
Jesteś pewna, że ona tak na poważnie o tych studiach...?
Au. Czytam i aż mnie boli. : |
OdpowiedzUsuńWspółczuję...
Ja też współczuję! Są wydarzenia na ziemi, których rozum nie jest zdolny ogarnąć :o
OdpowiedzUsuńTo Word robi kwiatki? :O
OdpowiedzUsuńAle z tymi studentami dziennikarstwa to tak już jest. Ja studiowałam dosyć dawno temu (wydawało się, że wtedy jeszcze poziom ludzi w zawodzie było jako taki) a do dziś wspominam ten szmerek, jaki przebiegł po sali, gdy któryś z wykładowców pytał czy wolimy test (trudny!) czy esej do napisania w domu. Bo oni nie wiedzieli, co to esej.
O Dżizas, skaranie boskie z tymi praktykantkami i stażystkami. Ty, jak rozumiem, zostałaś wyznaczona na nauczycielkę polskiego?
OdpowiedzUsuńJa chyba jednak bardziej współczuję praktykantce, która przecież w końcu będzie musiała sobie z tym poradzić. A nie każdy pracodawca będzie na takie numery patrzył przez palce.
OdpowiedzUsuńAlu - no, ja też sobie tych kwiatków w Wordzie aż poszukałam z ciekawości. I wyszło mi, że to są (po powiększeniu) takie bardziej kolorowe mazajki. Ale kwiatkopodobne. :)
Elu - skaranie, to fakt. Ale moja przynajmniej przychodzi. :) (Siada za mną i dyszy w kark)
A ja myślę, że ona będzie za parę lat wspominać te praktyki z czułością i sentymentem i mówić, że to na nich nauczyła się, jak pisać po polsku. :)
OdpowiedzUsuńA przy okazji:
OdpowiedzUsuńna lewym pasku bocznym, u dołu, wyróżnienie dla Twojego bloga: za dociekliwość, oko do absurdów i zadawanie trudnych pytań :)