poniedziałek, 17 stycznia 2011

Kilka zdjęć nieprzekładalnych

Jak to opisać?

To mogłaby być kolejna historia o kobiecie, która wygrała z rakiem. O tym, że bywało ciężko, bywało nie do zniesienia, że świat na kilka chwil, dni, może tygodni, miesięcy, bo kto by liczył czas, świat stanął i poszedł swoją drogą, inną drogą i wydawało się, że już nic, nigdy i nigdzie. A potem okazało się, że może jednak, może coś, że trzeba walczyć. I wygrać.

Potem wyszło na jaw, że wygrana też nie jest kompletna. Brakuje kawałka "ja", a ten brakujący element uwiera bardziej, niż można by przypuszczać, przeszkadza, choć go nie ma. Więc trzeba działać dalej.
To była taka histora, ale ja jej nie opowiem.
Opowiadało ją zresztą już wiele osób.

Ale najgłośniej mówiły zdjęcia. Na jednych G. była po prostu sobą: elegancka blondynka po czterdziestce, nienagany makijaż, przenikliwe spojrzenie i przekornie przekrzywiony kapelusz. 
Metr dalej ta sama blondynka: roześmiana, siedząca swobodnie w działkowym ogródku, w kącikach zmrużonych oczu kurze łapki, twarz bez makijażu wydaje się być samym uśmiechem. I zielony sweterek, z którym jest coś nie tak, chyba po prostu źle leży.

Kilkanaście centymentrów dalej znowu ona. Już nie jest roześmiana, nie jest blondynką - nie ma na głowie ani jednego włoska. Stoi owinięta w jaskrawobłękitny szlafrok, wyraźnie o kilka numerów za duży, pasował pewnie doskonale na tę elegancką panią w kapeluszu. Stoi w balkonowych drzwiach, w ręku trzyma papierosa. Z chudej twarzy patrzą duże oczy bez wyrazu.
Szybki powrót wzrokiem do zielonego sweterka. Już widzę, dlaczego nie leży.

Z każdym kolejnym zdjęciem zaciskam zęby coraz mocniej. Przed ostatnim z nich gromadzi się najwięcej ludzi. Fotografia jest studyjna. G. spogląda spod oka - ubrana w białą koszulę, na głowie ma męski kapelusz. Koszula jest rozpięta, widać prawą pierś i dużą bliznę tam, gdzie powinna być lewa.

Nie opiszę tej wystawy. Lessing miał rację, to jest niemożliwe. Słowo i obraz są za daleko od siebie i każda próba opisu musi skończyć się zbanalizowaniem tematu, jest nieuchronnie skazana na porażkę.
Poza tym - nie wiem, o czym jest ta wystawa. Nie wiem, co to znaczy zmagać się z rakiem, walczyć o życie, o zdrowie, o kobiecość. Mogę powtarzać cudze słowa najwierniej, jak potrafię, ale w dalszym ciągu nie będę wiedzieć. Nie chcę wiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz