- Ktoś mógłby opróżnić ten śmietnik, prawda? - spytał uprzejmie Y, próbując władować papier śniadaniowy do miniaturowego, wypchanego śmietniczka w przedziale PKP.
- Prawda - przytaknęłam idiotycznie. A że było jeszcze przed świtem, dodałam bezmyślnie: - Ale komu by się chciało wynosić śmieci o tej porze. Mnie nie.
- Mnie też nie - skwapliwie zgodził się Y. - Ale trzeba znosić takie trudy codzienności, to najlepszy sprawdzian człowieczeństwa.
Coś zgrzytnęło. Przyjrzałam się Y uważniej - ot, nijaki człowieczek. Jasne oczy, ciemny sweter, zadbane dłonie, opanowany głos.
- O, patrzcie na ten domek! - ożywiła się siedząca obok Y szczupła blondynka. - Ależ fuj!
- Brzydki - skrzywiła się szatynka, zerkając przez szybę pociągu.
Całe trio przez chwilę kontemplowało budynek za oknem.
- Ale czasem trzeba odnaleźć głębokie wewnętrzne piękno - zamyślił się Y. - A ono zwykle jest głęboko ukryte. W głębinach.
Chwilę trwała cisza.
- Ale te kolumienki... - zaczęła niepewnie blondynka.
- Nie można oceniać po pozorach - oburzył się Y.
- Nie po pozorach, a po architekturze - uściśliła szatynka.
- Liczy się wnętrze - zaoponował Y. - Po wnętrzu bowiem się poznaje wartość.
- Ale podoba ci się ten dom? - nie wytrzymała blondynka.
- Nie - odparł Y.
Zgaduj-zgadula: kim był i gdzie pracował Y? ; )
Był mistrzem zen? ;)
OdpowiedzUsuńY. = Yeti? Yoda? ; )
OdpowiedzUsuńMusi filozof nauczający w liceum!
Mistrzem zen był niewątpliwie, bo nawet godzinne opóźnienie pociągu nie wyprowadziło go z równowagi.
OdpowiedzUsuńYoda! To słowo-klucz ; )