środa, 7 września 2011

Wiem, że nic nie wiem w McDonaldzie

- Jak ateiści mogą z tym żyć? Z ciągłą świadomością, że każdy dzień przybliża całkowitą destrukcję ego? - zapytał Brazylijczyk, kręcąc głową ze zdumieniem.

Zamilkłam. Nie spodziewałam się podobnego pytania. Nie od człowieka, którego znałam zaledwie od kwadransa - odkąd zapytał, czy może usiąść przy moim stoliku, na pierwszym piętrze zatłoczonego McDonalda. Popatrzyłam za okno, na słabo oświetlony główny plac miasta. Z góry miałam doskonały widok na grupkę studentów wykrzykującą anarchistyczne hasła. Obok kilkoro imigrantów ustawiło się w kolejce do mikrofonu - ot, taki mały Hyde Park. Pod jedną z nielicznych lamp starsza kobieta rozdawała ulotki z napisem "DEMOKRACJA".

Jak ateiści mogą z tym żyć?

Zadałam to samo pytanie tydzień  później, w grupie złożonej zarówno z ateistów, jak i chrześcijan.
- Normalnie - odpowiedział C. - Tak samo jak wierzący. Nie ma między nami większej różnicy w tej materii. Ani jedni ani drudzy nie myślą o tym na co dzień.

L. zasłonił się stoicyzmem. Wiadomo: jeżeli ja jestem, to nie ma jeszcze śmierci, jeśli jest śmierć - to mnie już nie ma. Tyle klasycy.

Ale Brazylijczyk nie dawał za wygraną. - Albo albo - powtarzał za Kierkegaardem, wyciągał z rękawów Teresę z Avilla i Heideggera, nie darował nawet Levinasowi. A mimo to po blisko trzech godzinach rozmowy pytanie nadal dźwięczało w powietrzu.
Jak ateiści mogą z tym żyć?

5 komentarzy:

  1. Nie będę specjalnie odkrywczy.

    Świadomość nieuchronności i ostateczności śmierci nie jest bardziej przerażająca niż to, że każdego dnia „umiera się” na osiem godzin.

    Kiedy byłem dzieckiem i wierzyłem w piekło, bałem się, że kiedy zasnę, mogę się już więcej nie obudzić. A właściwie obudzić się w dużo mniej przyjemnym miejscu.

    Teraz wiem, że najgorsze co może mnie spotkać, to brak pobudki.

    Dużo ciekawsze jest pytanie, jak chrześcijanie mogą znieść świadomość tego, że bezustannie zagrożeni są nagłą i niespodziewaną wieczną karą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może pocieszająca dla nich jest myśl, że ci, którzy w piekło nie wierzą, mają tam już zaklepane miejsca ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Owszem, jest to świadomość przerażająca. Ale udawanie przed sobą, że jest coś poza tym, tego przerażenia nie zniesie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sznajper: piekło z ograniczoną liczbą miejscówek? Toż to PKP!
    A poważnie: możliwość wiecznej kary idzie w chrześcijaństwie z nadzieją wiecznego szczęścia. Na ile to się równoważy? Zagwozdka.

    Elu: w pełni świadome udawanie na pewno nie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że trzeba by o to zapytać każdego ateistę z osobna. : P Być może jest tak, że są lepiej pogodzeni ze śmiercią, niż wierzący. Mają świadomość jej nieuchronności i ostateczności. Niektórym pewnie pomaga to lepiej cieszyć się życiem. A inni pewnie sądzą, że i tak nie ma nic gorszego, niż życie. Więc czego się tu bać?

    Mnie bardziej przerażałaby świadomość, że po śmierci czeka mnie nieskończoność w niebie/piekle/czyśćcu. Sama nie wiem, co by było najgorsze.

    OdpowiedzUsuń