niedziela, 6 listopada 2011

Te straszne feministki

W jakimś internetowym przeliczniku wyszło mi, że jestem warta siedem wielbłądów i cztery kozy. Dość średni wynik, zważywszy na to, że C. wyszło tych wielbłądów 36 (kóz nie pamiętam ile, ale też na pewno więcej niż cztery). Po szybciutkim przyjrzeniu się przelicznikowi wyszło nam, że wielbłądy bardzo lubią kobiety, które gotują, piorą, zmywają i sprzątają. I przynoszą piwo.

Wyszło nam, że połowa populacji Homo sapiens to sprytnie przebrane wielbłądy.

A przy okazji rozwinęła się dyskusja o feminizmie i równie sprytnie (jak wielbłądy) ukrytych stereotypach.
Przykład:
przychodzi J. do sklepu z zabawkami, szukając prezentu dla córeczki znajomej.

- Coś dla rocznego dziecka poproszę - mówi, rozglądając się po półkach. - Zabawkę, która będzie jakoś rozwijała dziecko.
- Chłopiec czy dziewczynka? - uśmiecha się sprzedawczyni.
- To nie ma znaczenia - w J. kiełkuje bunt.

- Jak to nie ma! - sprzedawczyni kręci głową ze zdumieniem. - Oczywiście, że ma!
- Taak? - J. uśmiecha się niewinnie. - A jakie?

No?

6 komentarzy:

  1. No jak to jakie?

    Żeby dziewczynka została sklepową i miała piątkę dzieci. A chłopczyk hydraulikiem, który jej tę piątkę machnie. I będzie pił tylko w weekendy. I ona będzie się zajmowała domem, a on na ten dom zarabiał. I żeby obojgu nie przyszło do głowy, że mogą na odwrót. Albo wcale.

    Ech...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocne, mocne!
    Z kategorii Tutejszych Orkiestr Symfonicznych... ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak, a czy te straszne feministki prowadzą jakieś akcje, które miałyby na celu uświadomienie tym dziewczynkom, ich rodzicom i pani w sklepie, że jednak można inaczej? Bo te ich genialne pomysłu typu parytet IMO mają efekt odwrotny od zamierzonego.

    OdpowiedzUsuń
  4. A czy akcje to aby na pewno najlepsza droga? Nie prościej zamiast sporadycznych akcji i corocznych inicjatyw(które owszem, są: Kongres Kobiet choćby, żeby daleko nie szukać) zatroszczyć się o tzw. równouprawnienie "od podstaw"? Na przykład wprowadzając kobiety do Sejmu, żeby mogły decydować o kształcie istotnych dla innych kobiet ustaw?

    A partytet? Chyba nie jest aż tak straszny, skoro jednak mamy nieco więcej bab w parlamencie niż rok temu(mogłoby ich być jeszcze więcej, ale nie było suwaka).

    Zresztą - cytując bodajże Środę - równość w parlamencie będzie wtedy, gdy liczba niekompetentych kobiet w Sejmie dorówna liczbie niekompetentych mężczyzn. ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie. Jaki ma sens wpychanie na siłę kobiet, nie mających absolutnie żadnego pomysłu (nawet na kampanię) i niewykazujących zainteresowania władzą/polityką? Bo do tego parytet sprowadza się w praktyce - partie wpychają na listy przypadkowe panie z łapanki.
    To nie jest równouprawnienie od podstaw, tylko postawa roszczeniowa. Feministki żądają przywilejów dla kobiet, a grupa uprzywilejowana w żaden sposób nie może być równa grupie nieuprzywilejowanej.
    Równouprawnieniem od podstaw byłoby uczenie dziewczynek, że wcale nie muszą iść na studia humanistyczne/szukać męża po skończeniu 18 lat/trzymać się z dala od "męskich" zainteresowań takich jak np. polityka. Może wtedy same, bez specjalnych rozwiązań prawnych, pojawiałyby się na listach wyborczych. Po prostu by im na tym zależało.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja kiedyś wyczytałem, że brak zainteresowania sprawowaniem władzy jest najlepszą do tego kwalifikacją.
    Z obserwacji ludzi zainteresowanych wnoszę, że to może być prawda.

    OdpowiedzUsuń