piątek, 27 maja 2011

Wittgenstein, par. 7

- Mówisz po angielsku? - zapytał bezradnie Czarnooki po tym, jak po raz trzeci próbował dogadać się z konduktorem.

Wyjęłam więc słuchawki z uszu i zaczęłam robić za tłumacza, zerknąwszy z tęsknotą na książkę, którą naprawdę chciałam w końcu doczytać. Wiedziałam, co będzie za chwilę: najpierw zdawkowa rozmowa, podziękowania za tłumaczenie. Następnie obowiązkowe: skąd jesteś i dokąd jedziesz, po co jedziesz, jak długo jedziesz. Potem trochę o stereotypach: że Polacy to tacy, a Hiszpanie (bo Czarnooki okazał się Hiszpanem) owacy, i że różnice kulturowe, że zdziwienie, i że Polska piękna, a Hiszpania również.

W skrócie - zestaw, którego szczerze nie znoszę.

I nagle - niespodzianka. Okazało się, że można w ciągu pięciu minut od rozmowy o pogodzie przeskoczyć do interesującej dyskusji. Można wyjść poza banalne konwersacje i - zamiast ślizgać się po tematach - dotknąć czegoś istotnego. Można rozmawiać przez trzy i pół godziny i nie mieć dosyć, wymieniając się pośpiesznie mailami na korytarzu wagonu.

Tylko: czy naprawdę potrzeba do tego aż hiszpańskiego profesora z pociągu?

3 komentarze:

  1. Może właśnie tak, tego potrzeba.
    Historia jak z filmu. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardziej ta Hiszpania za mną chodzi. Ciekawe, co jeszcze wymyśli ; )

    OdpowiedzUsuń