środa, 13 czerwca 2012

Za co kochamy Irlandczyków?

Nie myślałam, że piłka nożna jeszcze być dla mnie żródłem zadziwień. A jednak.

Pamiętam, jak męska część rodziny z bezgraniczną cierpliwością (i naiwną wiarą przy okazji) wbijała mi do głowy zasady futbolu. Częściowo się udało: wiem, co to spalony, odróżniam wolny od karnego, a karny od rożnego, wiem, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie i więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

Pamiętam też, jak powtarzano mi uparcie świętą regułę: czerwona kartka równa się sio z boiska. I nie ma zmiłuj, nie ma zmian, nie ma zastępstw. Czerwona kartka to płacz, zgrzytanie zębów i zło. A, no i właśnie dlatego nie można jej przecież dać bramkarzowi, prawda?

Więc po pierwszym zdziwieniu ("paczpan, jednak można!") przyszły kolejne. Bo skoro nie ma zmiłuj (i nie ma też bramkarza), to kto w tej bramce teraz stanie? Wiadomo, piłkarz jakiś. Ale pilkarz nie może dłońmi pilki obmacywać, bo za to przecież czerwona kartka (kolejna święta reguła). Więc co, nogą będzie bronił? Bez sensu. To może trzech ich sobie stanie w rządku, w polu karnym i jeden będzie bronił nogą, drugi główką, a trzeci będzie brał wszystko na klatę?

Wyszło mi, że całkiem fajna ta piłka nożna, nie doceniałam jej najwyraźniej, i że to będzie bardzo, ale to bardzo ciekawa druga połowa. Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo byłam rozczarowana faktem, że jednak nie.

Skoncentrowałam się więc na kibicu obok. Kibic miał z 14 lat i jakieś 150 kilo żywej wagi.
- Patałachy jedne, narząd męski im między pośladki*, toż to ja szybciej biegam! - denerwował się kibic przy każdym, dosłownie każdym podaniu, od samego początku meczu.
- Nic nie potrafią, narząd im między pośladki - wyrażał swój żal, gdy Polakom nie wyszła calkiem ładna kontra.
- Beznadziejni są, lepiej tego nie oglądać, narząd im między pośladki! - krzyczał po niezłej akcji naszej reprezentacji.
- Narządy chędożone, narząd im między pośladki! - wrzeszczał, gdy Szczęsny schodził z boiska.
I tak dalej. Aż do momentu, gdy Tytoń obronił karnego.

Zewsząd zabrzmiały wiwaty. Tłum skandował, ludzie rzucali się sobie w objęcia. Zerknęłam z ciekawością na kibica. Nie zawiódł. Myślał chwilę, myślał, aż wrzasnął:
- A Szczęsny by tego nie obronił, narząd mu w pośladki, patafianowi!

Kilka dni póżniej rozmawiałam z Irlandczykiem.
- You'll never beat the Irish - uśmiechnął się z niezachwianą wiarą, gdy spytałam go o finał mistrzostw.
Na moją nieśmiałą sugestię, że ja to może nie, ale taka Chorwacja to jednak owszem, tylko pokręcił z dezaprobatą głową: - Yes, it DOES complicate a little bit, indeed, but you'll never beat the Irish!
- Ale jesteście w grupie z Włochami - podsunęłam
- They'll never beat the Irish!
- Ale Hiszpania? - szepnęłam nieśmiało.
- Well, nobody said it's gonna be easy, right? But you'll never beat the Irish!


* Tak, w oryginale brzmiało to nieco inaczej.