niedziela, 12 sierpnia 2012

Obcy czyli kto?

- To całe science-fiction jest po prostu nudne! - żachnęła się wczoraj R. - Jak w ogóle można się w to wciągnąć? Przychodzi obcy i chce opanować świat, przychodzi superbohater i zabija obcego, amen.
- No właśnie! - przytaknął T. - Tylko wszystko zależy od tego, jaki to obcy!

Trudno mi było nie zgodzić się z T. Zwłaszcza, że dzięki temu jednemu zdaniu uświadomiłam sobie, ilu obcych już ta nasza (pop)kultura wygenerowała; i że mam wśród nich swoich ulubieńców. Mieć ulubionych kosmitów - to już nie w kaszę dmuchał.

Więc znów: ranking całkowicie subiektywny z kolejnością bez znaczenia.

1. Obcy niezupełnie obcy, czyli Obcy.
No bo jak mówić o obcych i nie wspomnieć o Obcych (zwłaszcza, gdy "Prometeusz" na tapecie)? Wykreowane przez Scotta (i Gigera, którego często się pomija, bardzo niesprawiedliwie) ksenomorfy są już wzorcem, klasykiem gatunku. I słusznie, bo mało który kosmita jest tak zgrabnym przykładem wrzucenia kilku ludzkich fobii do jednego worka. Rozmnaża się to to jak pasożyt, wygląda trochę jak robal, ocieka jakimś obrzydliwym śluzem, zrzuca skórę jak wąż, łapie ofiary jak pająk i wyłazi z innego człowieka.

A teraz ręka w górę: kto się nigdy nie bał: pasożytów, robali, obrzydliwych śluzów, węży, pająków i tego, co wyłazi z innego człowieka? [niepotrzebne skreślić]
No właśnie.


2. Obcy zupełnie obcy, czyli Ocean.
O ile zachowania ksenomorfów były bardzo swojskie (złapać-zeżreć/wykorzystać-rozmnożyć się), o tyle Lemowy Ocean może wprawić w konsternację. Bo właściwie do końca nie wiadomo, z czym mamy do czynienia i czy wielka galareta na Solaris rzeczywiście jest Obcym? Inteligentny twór czy tylko bezmyśny naśladowca? Genialna forma życia, która eksperymentuje na ludziach, podsyłając im najgorsze ich koszmary, czy ułomny bóg, który nie potrafi znaleźć drogi porozumienia z podrzędnym gatunkiem?

Żeby było trudniej, Lem nie odpowiada na te pytania. A męczże się, człowieku sam - w końcu na tym polega obcość obcego, że pojąć go nie sposób.
Czapki z głów.


3. Obcy oswajany, czyli Prosiaczki.
Przy takim Oceanie czy ksenomorfie to pikuś. Wygląda to to jak niewielka świnka (stąd nazwa), żyje w lasach, dziwnie podskakuje i jest ogólnie dość nieprzewidywalne. A, no i nie wiadomo, jak się rozmnaża, bo samic jakoś nie widać.
Trzeba więc to to zbadać - i tu plus dla O.S. Carda wielki jak stąd do Lusitanii - zbadać antropologicznie. Mamy więc naukowców, którzy nie wtykają łap we wszystko, co obce (vide "Prometeusz"), ale próbują poznać niższą rasę w sposób, który jak najmniej ingerowałby w jej kulturę.

Ale naprawdę wesoło zaczyna robić się w momencie, gdy okazuje się, że niższa rasa wcale nie jest taka niższa; a jej kultura bardziej skomplikowana niż można by się spodziewać. Antropocentrym po raz kolejny bierze w łeb.


4. Obcy spoza, czyli Adynatosi.
Adynatosi, czyli Skrzywienie. Coś, co jest poza Formą, poza Porządkiem, poza czasem i przestrzenią, chaos w czystej postaci (chyba, że nie?). Chcą opanować ziemię - a może nie chcą, bo są tylko nieuninioną konsekwencją działań pana Berbeleka?
Kolejny obcy poza granicą epistemiczną. Tyle, że w Ocean można było zanurkować, ale w Adynatosów już niekoniecznie.
Brawa dla Jacka Dukaja.


5. Obcy po brytyjsku, czyli tłuszczaki, pieprzniczki i złośliwe trampoliny.
Czego się spodziewać po kosmicie, który przemierza czas i przestrzeń w niebieskiej policyjnej budce telefonicznej i nieustannie ratuje ziemię (a czasami i wszechświat) używając głównie śrubokrętu? Oczywiście: godnych siebie przeciwników.
Jest ich tylu, że naprawdę trudno wyróżnić najlepszych. Na szczycie mojej hierarchii stoją jednak zdecydowanie Dalekowie. W skrócie: coś jak półtorametrowe żelazne pieprzniczki, których bronią jest trzepaczka od kuchennego miksera i przetykaczka do tolatety, a ulubionym słowem wypowiadane z żelazną konsekwencją i przy każdej możliwej okazji "Exterminate!". I - uwaga uwaga - MOŻNA się ich bać. Serio.

Zaraz za Dalekami są Adiposy. Bo wyobraźcie sobie kosmitów chcących zniszczyć Ziemię za pomocą zbudowanych wyłącznie z tłuszczu, malutkich, przesympatycznych przedszkolaków w kształcie torebki mąki.
Aha.
A są też kosmici, którzy strzelają bombkami z choinek. Jak tu nie kochać Brytyjczyków, którzy wymyślili Dra Who?

6. Obcy - zagadka.
Czyli coś, co wstrząsnęło mną, gdy miałam jakieś pięć lat, a potem zniknęło i nikt nie kojarzy, czym było. To książka dla dzieci, z której pamiętam przede wszystkim ilustracje: piękne (dziś obstawiałabym, że akwarele lub gwasze), utrzymane w zielono-niebieskiej kolorystyce.

Książka opowiadała o dziewczynce z gwiazd (Miała imię bardzo podobne do jakiegoś ziemskiego, ale różniące się tylko jedną literką: Sona? Zosa? Ana?) i jej przyjaciołach. Zaczynała się od sceny lądowania kosmitów na łące - kosmici (trylioni? tryllici? nie pamiętam nazwy) byli niewielcy, a ziemska atmosfera wyraźnie im nie służyła. Wytrzasnęli jednak skądś jakieś bańki ichniego powietrza, a cała książka opierała się na walce z czasem - zdążą czy nie zdążą odlecieć?

Ktoś pamięta? :)

środa, 8 sierpnia 2012

Hell hath no fury...?

Co to jest homoseksualizm? Ano, drogie dzieci, "do niedawna był patologią seksualną, obecnie jest akceptowany, aczkolwiek nie jest miłością, a jedynie zaspokojeniem (…) pewnego przymusu emocjonalno-seksualnego". Tak przynajmniej mówi jeden z podręczników do wychowania do życia w rodzinie. Albo precyzyjniej: pani S. mówi, że podręcznik tak mówi.

[Swoją drogą: przymus emocjonalno-seksualny, bardzo ładna definicja].

Podobnych perełek pani S. przytacza więcej. Aborcja to morderstwo, dziewczynki są bardziej uczuciowe od chłopców, spełniają się w swojej kobiecości (a chłopcy spełniają się w pracy, najlepiej naukowej, bo testosteron to siła rozumu). A wszystko z tych podręczników, co to ma nam na nich wyrosnąć to młode, nowe pokolenie.

Tekst pani S. może i irytuje brakiem dystansu do tematu, ale nie dziwię się furii w tej Furii. Mnie też zęby niejeden raz zgrzytnęły o siebie. I bardzo, ale to bardzo poważnie bałabym się o to młode pokolenie, gdyby nie podsłyszana w autobusie rozmowa dwóch chłopców, na oko 12-letnich.

- Ty, ale jak ja już będę miał dziecko, to nie wiem, jak mu dam na imię - zamyślił się drobny blondyn w bluzie z kapturem.
- E, ty to nie będziesz miał dziecka - zarechotał drugi, w za dużym dresie. - Nie będziesz mógł mieć dziecka z tym swoim chłopakiem.
- No może i nie - zgodził się stoicko blondyn. - Ale co cię obchodzą szczegóły mojego życia prywatnego?