czwartek, 5 lipca 2012

Gdzie te fajerwerki?

Poważnie: no gdzie? Czekałam wczoraj cały dzień, stałam nawet na balkonie z nieśmiałą nadzieją i nic, zupełnie nic, nawet jednej głupiej petardy. Jestem nieco zdegustowana; bo co jak co, ale bozon Higgsa zasługuje co najmniej na takie fajerwerkowe show, jakie zafundowała Brytyjczykom Elżbieta.

Bo prawdą jest to, co zauważyły media (i całe ich szczęście, tych mediów; bo gdyby olały Higgsa, to słowo honoru, że chyba poszłabym z siekierką do tej Warszawy i powiedziała im, co o tym myślę) - otóż właśnie jesteśmy świadkami naprawdę niezłej cezury. I to pod wieloma względami.

Po pierwsze: sam bozon. Nie bez powodu nazywany boską cząstką (Higgs tego określenia ponoć nie lubi; nie dziwię mu się: tyle lat harówy, liczenia, tworzenia teorii, a tu cały splendor ma spaść na siłę wyższą?). Ale o samym bozonie rozpisywać się nie będę, bo mam nadzieję, że każdy już wie, co to.
A jeśli ktoś nie wie, to może sobie poczytać tradycyjnie już: po prawej. ->

Po drugie i chyba ważniejsze: paradygmat nauki. Naprawdę jestem ciekawa, jak ten mały skubaniec wpłynie na jej postrzeganie. Bo nagle się okazało, że można tę naukę robić na odwrót: najpierw wymyślić sobie prawie idealną teorię, potem znaleźć w niej lukę - i zamiast od razu czukać czegoś, co tę lukę wypełni, samemu sobie to wymyślić. A dopiero potem znaleźć. (Tak, próbowaliśmy z eterem, ale wszyscy wiemy, jak to się skończyło. A i waga problemu była jednak nieco mniejsza).

Po trzecie (albo drugie a, jak kto woli). Mózg, poznanie i cała ta filozofia. Pomijam tu fakt, że prawdopodobieństwo błędu dochodzi do pięciu sigma (pięciu! A ja, łoś, cieszyłam się do tej pory z głupich trzech, a p<0,05 wydawało mi się szczytem szczęścia! Fizycy to jednak inny gatunek). Ale chyba po raz pierwszy na taką skalę okazało się, że mózgi, które wyewoluowały dla skakania po drzewach, są w stanie ogarnąć (choćby i częściowo) to, co nieogarnialne.

Po czwarte. Otwarte zostaje pytanie, czy nie lepiej byłoby, gdybyśmy bozonu nie znaleźli. Może rzeczywiście ktoś by w końcu siadł na czterech literach i mielibyśmy jakiś fajny Model Niestandardowy? Pewnie, w końcu i tak ktoś będzie musiał - ale nie miałabym nic przeciwko dożyciu tych czasów.

Podsumowując: naprawdę nie rozumiem, dlaczego ludzie nie chodzą dzisiaj (i nie chodzili wczoraj) po świecie z szampanem i nie krzyczą "Mamy bozon!". Bo ja to mam nieodpartą ochotę.
No i gdzie te fajerwerki?