sobota, 12 listopada 2011

Za opóźnienia przepraszamy

Że PKP nie dba o klientów? Bluźnierstwo, proszę Państwa, bluźnierstwo i herezja. Wchodzę sobie ostatnio do pociągu Regio. Na zewnątrz niecałe pięć stopni, ale w pustym wagonie przyjemne ciepło, więc zadowolona zrzucam płaszcz, czapkę, szalik i wyjmuję książkę. Po kolejnych dziesięciu minutach podwijam rękawy bluzki, pięć minut później zaczynam wachlować się książką. Ciepło.
Otwieram więc okno (otwiera się!). Nie za bardzo, tyle tylko, by wpuścić nieco tlenu.

- A pani tak ciepło, że aż okno trzeba otworzyć? - pyta po kwandransie konduktor, kasując bilet.
- Gorąco było, to otworzyłam, niech się jeszcze chwilkę przewietrzy - odruchowo zaczynam się tłumaczyć.
- To może lepiej niech pani to okno zamknie.
- Ale... - coś mi zaczyna się nie zgadzać, ale nie chce mi się wchodzić w głupie konwersacje. - Dobrze, za kilka minut zamknę.

- Lepiej zamknie już teraz. Innym pasażerom przeszkadza. Bo zimno.
- Ale w wagonie nie ma nikogo poza mną - rozejrzałam się odruchowo.
- No nie ma. Ale będą za pół godziny. I będzie im zimno.

I niech ktoś powie, że PKP nie dba o pasażerów. Cytując klasyka: "Zarząd spółki PKP zdaje sobie sprawę, że połowa pociągów jeździ przepełniona. Ale druga połowa jest prawie pusta. Więc w czym problem?".

PS: Okno zamknęłam, przejąwszy się losem potencjalnych pasażerów. Pół godziy później do wagonu weszła starsza pani. Wyjęła książkę i otworzyła okno.

niedziela, 6 listopada 2011

Te straszne feministki

W jakimś internetowym przeliczniku wyszło mi, że jestem warta siedem wielbłądów i cztery kozy. Dość średni wynik, zważywszy na to, że C. wyszło tych wielbłądów 36 (kóz nie pamiętam ile, ale też na pewno więcej niż cztery). Po szybciutkim przyjrzeniu się przelicznikowi wyszło nam, że wielbłądy bardzo lubią kobiety, które gotują, piorą, zmywają i sprzątają. I przynoszą piwo.

Wyszło nam, że połowa populacji Homo sapiens to sprytnie przebrane wielbłądy.

A przy okazji rozwinęła się dyskusja o feminizmie i równie sprytnie (jak wielbłądy) ukrytych stereotypach.
Przykład:
przychodzi J. do sklepu z zabawkami, szukając prezentu dla córeczki znajomej.

- Coś dla rocznego dziecka poproszę - mówi, rozglądając się po półkach. - Zabawkę, która będzie jakoś rozwijała dziecko.
- Chłopiec czy dziewczynka? - uśmiecha się sprzedawczyni.
- To nie ma znaczenia - w J. kiełkuje bunt.

- Jak to nie ma! - sprzedawczyni kręci głową ze zdumieniem. - Oczywiście, że ma!
- Taak? - J. uśmiecha się niewinnie. - A jakie?

No?