czwartek, 29 września 2011

Sztuka poRUSZa?

Chłopiec na plakacie może mieć jakieś osiem lat. Ubrany w za dużą koszulkę stoi z głową wciśniętą w ramiona. Ręce zacisnął na hydrancie, chciałby schować się za niego zupełnie, ale to niemożliwe, hydrant sięga mu zaledwie do pasa. Chłopiec bardzo chciałby się nie rozpłakać, ale grymas na jego twarzy nie pozostawia wątpliwości - nie uda mu się.

Obok duży napis:
idiota!
jesteś idiotą!
jesteś kompletnie bezużytecznym idiotą!

Na tę wielką, wystawioną na Rynku pracę Kena Luma patrzą dwie starsze panie, które przed chwilą przysiadły na ławeczce. Jedna z nich jest wyraźnie wstrząśnięta.

- No jak tak można! - woła głośno i kręci głową. - No ale jak tak można! A co ten chłopiec pomyśli, jak się tak na tym plakacie zobaczy? I jeszcze podpisane, że jest idiotą? No jak on się poczuje, jak to zobaczy? Nikt o tym nie pomyśli, krzywda dziecku na całe życie! No jak tak można!?

I niech mi ktoś powie, że sztuka współczesna nie porusza starszych ludzi.

piątek, 16 września 2011

Co żołnierz ma pod łóżkiem?

Jednak praca może być prawdziwym źródłem radości! (Dopóki człowiek nie dostanie do ręki świstka z kwotą wypłaty). Na przykład wczoraj do mojej służbowej skrzynki trafił mail z Bardzo Ważnej Konferencji. Tytuł był na tyle intrygujący, że otworzyłam go od razu, a treść była jeszcze ciekawsza. Szło to mniej więcej tak:

Tytuł: Co mogą Służby?
Treść: Służby mogą współpracować.

Powiem tak: uff.

Kilka godzin później spotkałam panią, która od razu wskoczyła na drugie miejsce w moim najmojszym rankingu ludzi, których nie sposób zapomnieć (na pierwszym wylądował niedawno ten pan, który rozmawiając ze mną przez telefon stacjonarny upierał się, że właśnie wjeżdża na autostradę).

Tym razem rzecz działa się w biurze, w którym urzędowała pani, a do którego musiałam zapierniczać przez pół miasta, "bo przez telefon to oni nie mogą". Pani oczywiście nie mogła mi odpowiedzieć na proste pytanie, "bo nie ma szefowej". Myślała, że to wystarczy, by się mnie pozbyć. O, święta naiwności!

- A kiedy wróci szefowa? - zestaw pytań "szefa niet" mam już opanowany do perfekcji.
- Trudno mi powiedzieć - wyrecytowała pani z miłym uśmiechem, wbijając wzrok gdzieś w ścianę za moimi plecami.
- A jak mogłabym się z nią w tej chwili skontaktować?
- Telefonicznie.

Ha, zwycięstwo. Pani podała mi karteczkę z nagryzmolonym numerem telefonu. Stacjonarnym. (Stacjonarnym? Gdzieś z tyłu czaszki zapaliło się mi czerwone światełko).

- Przepraszam, a co to za numer?
- Do biura szefowej - uśmiech nie znikał pani z twarzy.
- Czyli szefowa jest w jakimś innym biurze? Nie wiedziałam, że macie jeszcze inne oddziały.
- Nie mamy - uśmiechała się pani, a ja miałam dziwne wrażenie, że coś mi umyka.

- To do jakiego biura ten numer? - zaczęłam mieć złe przeczucia.
- Do tego - uśmiechnęła się pani i rozłożyła ręce. - Może pani do nas zadzwonić i sprawdzić, czy jest szefowa.
- Ale przecież sama mi pani powiedziała, że nie ma?
- No nie ma.

Przez chwilę nawet chciałam zadzwonić, ale stojący obok mnie P. zaczął się krztusić, więc się po prostu grzecznie pożegnaliśmy.

środa, 7 września 2011

Wiem, że nic nie wiem w McDonaldzie

- Jak ateiści mogą z tym żyć? Z ciągłą świadomością, że każdy dzień przybliża całkowitą destrukcję ego? - zapytał Brazylijczyk, kręcąc głową ze zdumieniem.

Zamilkłam. Nie spodziewałam się podobnego pytania. Nie od człowieka, którego znałam zaledwie od kwadransa - odkąd zapytał, czy może usiąść przy moim stoliku, na pierwszym piętrze zatłoczonego McDonalda. Popatrzyłam za okno, na słabo oświetlony główny plac miasta. Z góry miałam doskonały widok na grupkę studentów wykrzykującą anarchistyczne hasła. Obok kilkoro imigrantów ustawiło się w kolejce do mikrofonu - ot, taki mały Hyde Park. Pod jedną z nielicznych lamp starsza kobieta rozdawała ulotki z napisem "DEMOKRACJA".

Jak ateiści mogą z tym żyć?

Zadałam to samo pytanie tydzień  później, w grupie złożonej zarówno z ateistów, jak i chrześcijan.
- Normalnie - odpowiedział C. - Tak samo jak wierzący. Nie ma między nami większej różnicy w tej materii. Ani jedni ani drudzy nie myślą o tym na co dzień.

L. zasłonił się stoicyzmem. Wiadomo: jeżeli ja jestem, to nie ma jeszcze śmierci, jeśli jest śmierć - to mnie już nie ma. Tyle klasycy.

Ale Brazylijczyk nie dawał za wygraną. - Albo albo - powtarzał za Kierkegaardem, wyciągał z rękawów Teresę z Avilla i Heideggera, nie darował nawet Levinasowi. A mimo to po blisko trzech godzinach rozmowy pytanie nadal dźwięczało w powietrzu.
Jak ateiści mogą z tym żyć?