piątek, 22 lipca 2011

Przeciw konwencjom?

W Bardzo Dziwnej Firmie mówimy do siebie po imieniu. Wszyscy, nie wyłączając szefostwa. Ot, taka konwencja, całkiem zresztą uzasadniona, bo po pierwsze znamy się i lubimy, a po drugie praca obfituje w emocje, niekiedy dość silne. Głupio byłoby przerzucać się hasłami w stylu: "Pani Krysiu, pani się serdecznie wypcha tym pomysłem" albo "Panie Zenku, spierniczajże pan, bo fotooddział pan blokuje".

Dlatego konwencja jest wyraźna. Jasna i prosta. Szefostwo narzuca ją od razu (wyjaśniając z reguły powody). Bywa, że co bardziej nieśmiali praktykanci mają z konwencją kłopot, i o ile jeszcze do mnie zwracają się starannie bezsosobowo, o tyle szefostwu twardo "panują" i "paniują", naturalna rzecz. Wtedy grzecznie prosimy, żeby się nie wygłupiali i po kilku dniach problem zwykle znika.

Ale tydzień temu przyszedł Praktykant Idealny. Jak na Idealnego przystało, od razu dostosował się do konwencji. W ciągu pół godziny przeszedł z nami na ty, po godzinie był już na ty z szefostwem. Drugiego dnia śmiało żartował, przerzucał się z nami złośliwymi przytykami, chodził na papierosa i miał swoje zdanie na większość tematów.

- Cwaniakuje - uznała A.
- Irytujący - przyznał B.
- Zarozumiały - stwierdził C.
Wszyscy zgodzili się co do jednego: Idealny Praktykant wyłamał się z konwencji.

I oto okazało się, że do - jasnej, prostej i wyraźnej - konwencji "mówimy sobie po imieniu" jest przypis. Drobniutkim druczkiem (niepotrzebne skreślić):

"Mówimy sobie po imieniu, ale nie od pierwszego dnia"?
" Mówimy sobie po imieniu, ale praktykanci mają się tym stresować"?
"Mówimy sobie po imieniu, ale tylko My (czytaj: Nasza Paczka)"?
"Mówimy sobie po imieniu, ale na początku udajemy, że mamy z tym problem"?

Ciekawe, do ilu jeszcze konwencji są takie przypisy?