piątek, 26 listopada 2010

Zimne żeberka są złe

Jest zimno. Gdy jest zimno, to rozum zapada w sen zimowy, a kiedy rozum śpi, wszyscy wiemy, co się budzi. Jakby tego było mało, do pełni szczęścia mam jeszcze szron za oknem, po obu stronach szyby.

Po obu, bo wysiadły kaloryfery. Tak po cichutku, bez wzbudzania podejrzeń: przecież wyłączyłam je przed wyjazdem, nic dziwnego, że są lodowate. Do rana już będą ciepłe, prawda?
Nieprawda.

Fachowiec kazał odpowietrzyć. Nie powiedział, którym zaworem, ale są tylko trzy, w końcu musiałam trafić na właściwy. Położyłam się spać, naiwnie wierząc, że letnie żelastwo do rana zrobi się przyjemnie gorące.
Nie zrobiło się.

- Dziwne - cmoknął Fachowiec. Ten sam, który tłumaczył nam, że prysznic się bierze "strumieniem wody w dół". Pocmokał, pomruczał i kazał spuścić trochę wody z kaloryfera.

Nie sprecyzował ile, więc na wszelki wypadek podstawiłam wiaderko pod zawór. Zawór odkręcał się koszmarnie trudno, co powinno było mi dać do myślenia. Nie dało. W rezultacie chwilę później biegałam po domu jak kot z pęcherzem, szukając kolejnych wiaderek, miseczek i pojemników, przy pomocy których mogłabym zapanować nad potopem, powstającym nieubłaganie na podłodze.
Kiedy już zakręciłam zawór, osuszyłam podłogę, wylałam zawartość wszystkich wiader i misek - kaloryfer zaczął grzać. Poszłam spać, licząc - zgadnijcie na co.
Nic z tego.

Dziś mieli przyjść inni fachowcy, ale nie dotarli. Ponoć nie mogli dojechać, bo silnik im zamarzł. Ponoć przyjdą jutro.

Po cholerę ten człowiek pierwotny wyłaził z Afryki?! Źle mu było?

sobota, 20 listopada 2010

Czy lampa jest zwierzęciem żywym?

- No i co ja mam z panią zrobić? - spytał Anioł Z Dziekanatu.
- Odstrzelić? - zaproponowałam cichutko. - Byle humanitarnie?
- Do rozważenia - kiwnął głową Anioł, przybił pieczątkę, machnął skrzydłem i kazał się wynosić. Odetchnęłam i wyszłam bezszelestnie (bo nawet Anioł może zmienić zdanie, gdy go kto rozeźli - hałasem na przykład).

Przed kanciapką Anioła czekały w kolejce dwie studentki psychologii.
- Bez sensu są te podstawy - prychnęła jedna, śliczna szatynka z grubym warkoczem. - 60 godzin wykładu, a w kółko o mózgu i o mózgu, na co mi to?
- Żebyś poznała wroga - mruknęła druga.

Scenka przypomniała mi się wczoraj, kiedy Pz. z uporem maniaka przekonywał mnie, że szarości są słuszne, ale tylko do pewnego stopnia, zaś kwestie istotne należy klasyfikować jednoznacznie. Zostając przy kolorach: coś jest białe lub niebiałe, czarne lub nieczarne. Kropka.

Poległam w tej dyskusji - i to bynajmniej nie dlatego, że grypa rozsadzała mi mózg, a katar wyciekał uszami. Poległam, bo zgodnie z zasadą "poznaj wroga" zaczęłam się zastanawiać czy - przynajmniej w pewnych aspektach - Pz. nie ma racji. Zastanawiam się do teraz (a grypa chichocze).

I tylko w głowie gdzieś ciągle kołacze: Czy lampa jest zwierzęciem żywym czy nieżywym?

poniedziałek, 15 listopada 2010

Po składni ich poznacie

- Ktoś mógłby opróżnić ten śmietnik, prawda? - spytał uprzejmie Y, próbując władować papier śniadaniowy do miniaturowego, wypchanego śmietniczka w przedziale PKP.
- Prawda - przytaknęłam idiotycznie. A że było jeszcze przed świtem, dodałam bezmyślnie: - Ale komu by się chciało wynosić śmieci o tej porze. Mnie nie.
- Mnie też nie - skwapliwie zgodził się Y. - Ale trzeba znosić takie trudy codzienności, to najlepszy sprawdzian człowieczeństwa.

Coś zgrzytnęło. Przyjrzałam się Y uważniej - ot, nijaki człowieczek. Jasne oczy, ciemny sweter, zadbane dłonie, opanowany głos.
- O, patrzcie na ten domek! - ożywiła się siedząca obok Y szczupła blondynka. - Ależ fuj!
- Brzydki - skrzywiła się szatynka, zerkając przez szybę pociągu.
Całe trio przez chwilę kontemplowało budynek za oknem.
- Ale czasem trzeba odnaleźć głębokie wewnętrzne piękno - zamyślił się Y. - A ono zwykle jest głęboko ukryte. W głębinach.

Chwilę trwała cisza.
- Ale te kolumienki... - zaczęła niepewnie blondynka.
- Nie można oceniać po pozorach - oburzył się Y.
- Nie po pozorach, a po architekturze - uściśliła szatynka.
- Liczy się wnętrze - zaoponował Y. - Po wnętrzu bowiem się poznaje wartość.

- Ale podoba ci się ten dom? - nie wytrzymała blondynka.
- Nie - odparł Y.

Zgaduj-zgadula: kim był i gdzie pracował Y? ; )

czwartek, 11 listopada 2010

Ahoj, przygodo

Stambuł przywitał nas mgłą.
Niech się londyńska mgiełka schowa do kąta z kompleksem niższości. Poranna mgła w mieście Konstantyna ma kolor śmietany i konsystencją przypomina lokum. Aż dziw, że w powietrzu nie wiszą pistacje.

Miasto ma 14 milionów mieszkańców - i to jest fakt, którego nie da się przeoczyć. Bo wyobrażcie sobie niemal pół Polski stłoczone w jednej aglomeracji: tłumy ludzi na ulicach, kilometrowe sznury samochodów, korki. Nie tylko samochodowe - pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się stać w ludzkim korku. Tak po prostu, w przejściu podziemnym.

O ruchu ulicznym w Turcji napisano już chyba wszystko. Powszechnie wiadomo, że kiedy jezdnia ma cztery pasy, prawdziwy Turek wydusi z niej co najmniej sześć. I siódmy na motocykl. I ósmy na wymijanie. A zresztą kto by się przejmował jakimiś kreskami na jezdni? Idiotyzm.

Tłumy ludzi przechodzące przez czteropasmową autostradę w dowolnym miejscu nie dziwią nikogo. Hardkorem wydawała mi się staruszka (co w tym jest, że te niezniszczalne staruszki są w każdym miejscu na ziemi?), która dreptała powolutku przez taką czteropasmówkę o lasce - ani na chwilę nie zwolniła kroku, a większości kierowców idea przyhamowania także nawet do głowy nie przyszła. Babinka slalomem, auta slalomem. I już. Problem? Jaki problem?

Ale staruszkę przyćmił niewidomy Turek, który kilka kilometrów dalej maszerował tą samą autostradą, wymachując białą laską. Nawet nie starał się przeciąć jezdni po najkrótszej prostej.

Szczęka opadła mi jednak dopiero w autobusie. Szaleńcza jazda z górki wypchanym po brzegi busem z otwartymi wszystkimi drzwiami sprawiła, że serce miałam w okolicach krtani. A kierowcy nie chciało się dojeżdżać na przystanek, więc wysadził z 40 pasażerów tam, gdzie na pewno i tak chcieli dojść: jak najbliżej sklepu. Czyli na środku ruchliwego czteropasmowego ronda, na wewnętrznym pasie.

- Oh well - uśmiechnął się znajomy Turek, słuchając mojej relacji. - And you eat a bigos. What's the big deal?

"A u was biją murzynów"?

czwartek, 4 listopada 2010

staruszka kontra strażnicy

Zadanie bojowe: znaleźć (niekoniecznie) reprezentatywną grupę seniorów i spytać, czy korzystają z internetu. Oczywiście w grę wchodzi tylko metoda twarzą w twarz i oczywiście "na wczoraj".

Więc polazłam na starówkę, naiwnie wierząc, że spotkam liczne grono sympatycznych staruszek albo chociaż wesołą wycieczkę emerytów z Pcimia Dolnego. Ale nic z tych rzeczy. Był za to deszcz.
Pierwsza staruszka (ogromny kapelusz i szpilki) tylko spojrzała na mnie pogardliwie. Kolejny senior ofuknął mnie pod nosem. Kilkoro następnych omiotło mnie wzrokiem i dostojnie odeszło w stronę przystanku.

- Dźbrypaniczykorzystapanizinternetu? - przy kolejnej staruszce nie chciało mi się nawet bawić w przedstawianie się. Było zimno, wiał wiatr, a w trampkach chlupotały mi już dwa oceany.
- Z czego, dziecinko?
- Z internetu - powtórzyłam z rezygnacją.
- No pewnie, że korzystam! - staruszka błysnęła sztuczną szczęką.

- Słucham?
- Kochanieńka, ja może i głucha, ale nie głupia - odpowiedziała dziarsko seniorka. - Toć każdy korzysta z internetu. Ja właśnie sprawdziłam, że mi emerytura weszła na konto, więc idę do bankomatu. Ale tak na co dzień to na ten przykład pudelka lubię. Chociaż literki tam takie małe jakieś. I taki portal, co mi go wnuczek pokazał, demotywatory się nazywa, bardzo wesoły, zajrzyj sobie.
- Yyy - pokiwałam głową, zastanawiając się, czy już powinnam się mocno uszczypnąć w rękę, czy może jednak obudzę się za chwilę nawet bez stosowania takich drastycznych środków. - A ile pani ma lat?
- A 87. Co - zdziwiona? No nic, nic, wszyscy się dziwią - uśmiechnęła się babcia. Mrugnęła wesoło i ustawiła się w kolejce do bankomatu.

Myślałam, że tego dnia nic mnie już  bardziej nie zaskoczy. A jednak.
Kilka chwil później na jednej z oficjalnych stron znalazłam oficjalną notkę:

"W celu przeciwdziałania zjawisku dewastacji oraz kradzieży prowadzimy działania, których celem jest przeciwdziałanie wyżej wymienionym zjawiskom".

Staruszka - strażnicy: 0-1.